Pułapka Wielkiej Literatury

Kiedy pod koniec 2014 roku przeczytałam Percy'ego Jacksona i zarazem odkryłam zjawisko takie jak fandom w pełnej jego krasie, poczułam się, jakby otwarto przede mną wrota do zupełnie nowego świata. Zachwyt nad bogactwem grup i fanpage'y dostępnych na Facebooku był tak silny, że szybko zaczęłam poszerzać swe kręgi zainteresowań. Począwszy od tematyki Percy'ego Jacksona, poprzez następnie Harry'ego Pottera i Igrzyska śmierci (które to czytałam już wcześniej, aż po grupy i fanpage o największej wszechstronności - innymi słowy, dotyczące ogólnie książek, filmów i seriali

Jako młoda adeptka fandomowania pilnie chłonęłam wszelkie treści przekazywane wyżej opisanymi drogami. Poszerzałam swoją widzę o to, czym jest ship i otp, canon i headcanon, ale również wystawiona byłam na silne działanie Prawd Objawionych. Książka zawsze jest lepsza od filmu, ekranizacja musi być stuprocentowo wierna pierwowzorowi literackiemu, a jeśli ktoś nie czyta, zasługuje na Wieczne Potępienie. W parze z powyższymi Prawdami pojawiły się również listy książek, które trzeba przeczytać przed śmiercią. Na czele z listą BBC, oczywiście. Innymi słowy, stanęłam twarzą w twarz z Wielką Literaturą. 


Już wcześniej zdarzało mi się czytać klasykę - w tamtym okresie miałam za sobą przeczytany kilkukrotnie cały cykl Ani z Zielonego Wzgórza, czytałam również sporo opowiadań z Sherlocka Holmesa, Pollyannę czy powieści Frances Hodgson Burnett. Po raz pierwszy jednak byłam jednak świadoma, z czym przyszło mi obcować. Po dziś dzień na moim założonym latem 2015 roku blogu wisi lista 100 książek, które trzeba przeczytać przed śmiercią BBC. Przeglądałam w sklepach internetowych coraz to piękniejsze wydania klasycznej literatury, spoglądałam na listę, jednocześnie planując, że "kiedyś muszę to przeczytać".

Ale... nie czytałam. Pomijając pojedyncze pozycje, które na moje szczęście były lekturami obowiązkowymi u mnie w gimnazjum (jak Zabić drozda czy Władca much - by the way wspaniałe książki, polecam każdemu), więcej w tym wszystkim było patrzenia na klasykę i zachwycania się nią niż faktycznego jej czytania. Nie ma w tym nic dziwnego - miałam 14 lat, byłam targetem wszelkiej literatury młodzieżowej, a zwróćcie uwagę, że był to okres, gdy triumfy święciły równolegle dystopie spod bandery Igrzysk śmierci oraz wszelka literatura pod wezwaniem Johna Greena (popularność wynikała głównie z faktu, że właśnie wtedy wchodziły do kin ekranizacje). Ja jednak czułam gdzieś z tyłu głowy drobne wyrzuty sumienia, że nadal nie przeczytałam konkretnych pozycji. 

Internet nie był jedynym medium bombardującym mnie Szacunkiem Dla Klasyki. Wystarczy przyjrzeć się literaturze młodzieżowej - Tessa Gray z Diabelskich maszyn Cassandry Clare zaczytuje się w powieściach Dickensa, Hazel Grace czyta jedną książkę w kółko, bo jest tak świetna; nie wspominając nawet o cyklu Atramentowe serce Cornelii Funke, który jest przecież jedną wielką apoteozą książek. Kolejny element życia wysyłał mi komunikat: należy czytać Wielką Literaturę. To wstyd nie znać Wielkiej Literatury. 



Cóż, zapewne nie będzie dla was zbytnim zaskoczeniem to, do czego zmierzam. Nie ma najmniejszego sensu czytanie klasyki, jeśli nie macie na to ochoty. Czytanie w wolnym czasie ma przede wszystkim sprawiać przyjemność - a to, czy tę przyjemność sprawia nam akurat głupawy romans, czy skłaniające do refleksji nad życiem opasłe tomiszcze, zależy ściśle od nastroju i ochoty. Jaki jest sens w zmuszaniu się do czytania Opowieści o dwóch miastach*, jeśli w międzyczasie będziecie tęsknie spoglądać na stojącego na półce Harry'ego Pottera
*) nie mam nic do Dickensa, podałam jedynie przykład 


Wydaje mi się, że najlepszym podejściem do Wielkiej Literatury jest traktowanie jej... jak książki. Masz ochotę na fantasy, idziesz na półkę i wybierasz spomiędzy Tolkiena, Sapkowskiego i Trudi Canavan. Dobrze jest po prostu przestać traktować klasykę jako jakiś osobny gatunek, wymagający specjalnego traktowania. To są po prostu książki, które mają ugruntowaną opinię bardzo dobrych. Jeśli nie lubisz powieści grozy, nie ma powodu przymuszać się do Frankesteina tylko dlatego, że wszyscy uważają tę powieść za świetną i wartą uwagi. Oczywiście próbować zawsze warto i jestem absolutnym przeciwnikiem stwierdzenia, że "na pewno mi się nie spodoba, no po prostu nie ma szans", ale jeśli ziewasz po przeczytaniu trzech stron Draculi ziewasz i masz dość, może warto książkę odłożyć i się nie męczyć?



Wiecie, co było dla mnie inspiracją do tego wpisu? Bynajmniej nie jakaś dzika kłótnia na grupach książkowych (te sukcesywnie opuszczam, o czym zapewne jeszcze kiedyś tu napiszę). Wczoraj skończyłam czytać Dumę i uprzedzenie Jane Austen. Zaczęłam przedwczoraj. Wciągnęłam się tak, że czytałam dosłownie w każdej wolnej chwili, połknęłam książkę w dwa dni, a dzisiaj obejrzałam ekranizację z 2005 roku, bo było mi mało wrażeń. Tu jednak muszę zwrócić uwagę na to, dlaczego nagle, właśnie teraz, sięgnęłam po tę powieść, skoro duch Wielkiej Literatury towarzyszy mi już de facto czwarty(!) rok? Otóż od kilku dni mały głosik w mojej głowie szeptał "przeczytaj Dumę i uprzedzenie, no przeczytaj, pewnie dołączysz do rzeszy wielbicielek pana Darcy'ego (true), dawaj, tylu osobom się podobała...", innymi słowy... po prostu miałam ochotę. I, o rany, jaka to jest świetna książka. 

Przypuszczam jednak, że gdybym pewnego dnia, powiedzmy, 2 lata temu, stwierdziła, że już czas przeczytać Dumę i uprzedzenie, książka nie wywarłaby na mnie aż takiego wrażenia (a na pewno nie rzuciłabym się na ekranizację na drugi dzień po jej skończeniu). Rozrywka intelektualna powinna być dobrowolna, a nie pokierowana jakąś wyższą, w dodatku fikcyjną koniecznością. Nikt was nie ukarze za to, że nie zapoznaliście się z Przeminęło z wiatrem (by the way, również świetna książka) - na jeśli zostaniecie przez to wyśmiani na jakiejś snobistycznej czytelniczej grupce, to tylko źle świadczy o wyśmiewających. 


Można w sumie ten post podsumować banalnym frazesem: Podążaj za głosem serca. Czytaj to, na co aktualnie masz ochotę. Nie poddawaj się presji "książkoholików" (rzyg; nie lubię tego określenia) z Facebooka. I nie skreślaj klasyki z góry, bo większość to naprawdę świetna literatura. Spróbować warto zawsze. Nie warto jedynie brnąć w coś, co z pewnością nam się nie podoba. 

PS.
Proszę absolutnie nie interpretować tego tekstu jako krucjaty przeciw lekturom szkolnym. Tekst dotyczy czytania rekreacyjnego, a o lekturach zapewniam, że na blogu jeszcze będzie. 

Komentarze

  1. Post ciekawy i fajnie napisany! :D w sumie choć klasykę, tak jak Ty, od dawna zamierzam czytać to się nie przymuszam i planuję głównie powieści, które myślę, że mi się spodobają. :P
    Och, też ostatnio czytałam Dumę i uprzedzenie, i też bardzo mi się spodobała!
    Ech, niestety teraz mam dwie niespecjalnie ciekawe książki do przeczytania (które się po prostu ciężko czyta), które są lekturami, ale chyba spróbuje je kiedyś skończyć. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ja ostatnio przeżyłam zawód czytając Dziady cz. III - spodziewałam się czegoś znacznie lepszego...
      Ale ogólnie jestem tym ginącym gatunkiem który raczej lubi lektury szkolne :D Z drobnymi wyjątkami ;)

      Usuń
  2. Bardzo podoba mi się zdanie "To są po prostu książki, które mają ugruntowaną opinię bardzo dobrych." Jest takie... wyzwalające. I jeszcze to żeby nie traktować klasyki jako osobnego gatunku.
    Czytam sobie teraz "Mistrza i Małgorzatę", czyli książkę którą zaczęłam sobie w wakacje, z nastawieniem, że po prostu NALEŻY ją przeczytać. Nie dotarłam nawet do połowy. Ostatnio sięgnęłam sobie po nią w sumie z braku niczego lepszego pod ręką i faktycznie, zdecydowanie lepiej czyta się ze świadomością, że kiedy przerwę w połowie, to świat się nie zawali. Nic na siłę.
    Z drugiej strony, są takie książki, które faktycznie wypada znać, i głupio mi że jeszcze po nie nie sięgnęłam.
    W każdym razie, dziękuję za ten post. Troszkę zmienił mi kąt widzenia. Na lepsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie zaczęłam 2018 rok z "Mistrzem i Małgorzatą" i podobało mi się bardzo, chociaż faktycznie wciągnęła mnie dopiero druga połowa.

      Usuń
  3. Poddawanie się presji w czytaniu jest głupie, zwłaszcza, jeśli jesteś zwykłym zjadaczem chleba, który po prostu czyta dla rozrywki. Bo od tego są przecież książki! Ale... uważam, że jeśli ktoś chce być poważnie traktowany, chce uchodzić za osobę oczytaną i przy okazji oceniającą książki nawet "półprofesjonalnie" powinien przynajmniej część klasyki poznawać. Nie chodzi o to, by czytać tylko ją, ale jednak... to zwiększa naszą świadomość. Podobnie jak zmuszenie się do przeczytania czegoś nam wcześniej zupełnie obcego i pozornie "strasznego". Oczywiście, poznanie całej klasyki jest niemożliwe: za dużo jest książek, życia nam nie starczy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, powinniśmy poznawać klasykę, jednak myślę, że celem powinna być chęć poznania konkretnej pozycji ze względu na świadomość wartości, jakie niesie, a nie chęć bycia uważanym za osobę oczytaną jako taka :D

      Usuń
  4. Ja planowałam w tym roku przeczytać wszystkie książki z listy BBC, po czym kiedy dodawałam je na listę do przeczytania na Goodreads zorientowałam się, że jednak jakoś połowa z nich zupełnie mnie nie interesuje. Z dobrą literaturą (i tu nie tylko klasykę mam na myśli) mam tak, że oprócz chwilowej przyjemności, którą we mnie wzbudzają dzieła mniej ambitne, przynosi mi dużo przemyśleń potem i ekscytację przed przeczytaniem wynikającą z poznania czegoś takiego.
    Co nie znaczy oczywiście, że wśród moich ulubionych książek są same ambitne pozycje, bo to nieprawda. No i oczywiście, każda powieść może być dobra w swoim gatunku, więc możemy mieć do czynienia z wybitną powieścią młodzieżową, która w założeniu będzie trochę mniej skomplikowana, niż Literatura przez wielkie L.
    Generalnie uważam, że szeroko pojęty snobizm książkowy przynosi czytelnictwu więcej szkody, niż pożytku, zniechęcając do niego wielu ludzi. A przecież czytanie zostało wymyślone jako przyjemność, a na przedstawieniach Szekspira bawiło się także pospólstwo!
    I tak jak uważam czytanie za rozwijającą, a jednocześnie przyjemną czynność, tak uważam, że można ją też traktować jako TYLKO przyjemność i nikomu się nic nie stanie z tego powodu.
    A co do lektur, to ja nawet Granicę przyswoiłam z ciekawością i mam wrażenie, że nie lubimy lektur, bo jesteśmy do nich zmuszani, a przecież z jakiegoś powodu zostały lekturami (spoiler: po to bardzo dobre książki).
    Sympatyczne nowe miejsce, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lista BBC jest fajną sugestią, co przeczytać, jednak nie oszukujmy się, nie każdy czytelnik przetrawi zarówno "Autostopem przez galaktykę" jak i "Przeminęło z wiatrem" (ja spokojnie dałam radę, obie książki są świetne, natomiast nie każdy musi lubić tyle gatunków). Poza tym znajduje się tam np. Biblia, która oczywiście jest niesamowicie ważnym tekstem kultury i nawet dla osób niewierzących zawiera ważne, po dziś dzień wykorzystywane motywy, jednak jednocześnie są tam całe strony rodowodów, które przeciętnego czytelnika raczej niezbyt rozwiną.
      Bardzo trafna uwaga z tym Szekspirem! Podobnie Mickiewicz pisał przecież "(...)Gdybym kiedy dożył tej pociechy/Żeby te księgi trafiły pod strzechy(...)"! A robienie z czytelnictwa jakiegoś zajęcia da ambitnych elit jest zdecydowanie szkodliwe :/
      I cieszę się, że miejsce się podoba ^^

      Usuń

Prześlij komentarz